Wszystkie zdjęcia na tym blogu są mojego autorstwa, nie zezwalam na ich kopiowanie, umieszczanie na innych blogach czy gdziekolwiek bez mojej wiedzy . Nie kradnę i nie chciałabym być okradana. Jeżeli wzoruję się na pracy innej osoby, poinformuję osobę zainteresowana i oznaczę ją pod zdjęciem.

środa, 31 lipca 2013

kolorowych snow ...

 Z marszu witam w moich skromnych progach nowe obserwatorki i dziekuje za komentarze pod poprzednim postem. Ja ostatnio mam problem z komentarzami na Waszych blogach. Wczoraj walczylam kilka razy u Iliany z komenterzem pod ksiega gosci i za nic nie udalo mi sie wyslac. Ciagle sie wieszalo i nie laczylo ze strona. Nie mam pojecia dlaczego, bo piszac komentarz u Ani Krucko wyslalo sie od reki. Zagladam na Wasze blogi na bierzaco choc sladu czasem po mnie nie ma.

 Moja kolyska w koncu doczekala sie szczesliwego zakonczenia. Domalowana, choc wlasciwie zamalowana, bo wymyslilam sobie ludowe motywy na bokach, jednak w komplecie z szydelkowymi tworami przestal mi sie ten pomysl podobac. Przetarlam wiec akrylem i nie jest taka pstrokata. Rozowa posciel przygotowana do szycia (sfastrygowana), poczeka sobie jeszcze troche, w poprzednim poscie byla prezentowana i tutaj nic sie nie zmieni. Serce z koronka z poprzedniego posta bedzie zakladane wylacznie w komplecie z posciela satynowa, wiadomo, do szydelka nie pasuje nijak :) Bedzie wiec, jak przy wczesniejszym zalozeniu - dwufunkcyjna.
Dosc gadania, czas na konkrety


 
 tak wygladaja boki kolyski




 Do pracy wykorzystalam kawalek moskitiery, ktora wlasnie wczoraj zakladalam w dziecinnym pokoju. Nie jest obrobiona, poniewaz absolutnie nie chcialo mi sie za to zabierac, a moje dzieci sa zdecydowanie za male, zeby zwrocic na to uwage podczas zabawy.




















Pod kolyska ulozylam dywanik. Jest to lewa strona poduszki do pokoju dzieciecego, ktora zaczelam dziergac w trakcie schniecia kolyski.  Pomysl z sowka zaczerpnelam stad




Rownolegle powstaje takze narzuta na lozko do sypialni, nad ktora bede pracowac minimum trzy miesiace. Jeszcze tylko 337 motywow i bede mogla laczyc :)  Rany !!!!!!! Nie jestem pewna czy lubie prace, na ktorej efekty trzeba az tak dlugo czekac.


 I to by bylo na tyle z dzisiejszego posta. Mam nadzieje ze w najblizszym czasie uda mi sie cos wytworzyc i nie bedziecie musialy czekac / musieli czekac :) az do zakonczenia pracy nad narzuta.

niedziela, 28 lipca 2013

ze starej chaty

Praca nad kolyska trwa nadal. Robilam przymiarki ku nowoczesnosci, wydziergalam dodatki w bardziej rustykalnych klimatach i doszlam do wniosku, ze skoro i tak ma byc to kolyska dla lali mojej corci, nic nie przeszkadza zeby powstala wersja zmienna. Jeszcze sporo do wykonczenia, dzis dokleilam biale rurki ktore trzeba malowac, chwale sie jednak postepami pracy mojej mozolnej, zeby nie bylo ze nic nie robie.  Dziekuje za mile komentarze pod poprzednim postem, one do prawdy dodaja skrzydel.











piątek, 26 lipca 2013

Aaa kotki dwa .....

Od jakiegos czasu chodzila za mna chec stworzenia kolyski. Poczatkowo myslalam o kolysce z papierowej wikliny, pozniej pomyslalam o MDF, ale wczorajszego wieczoru, kiedy wrzucalam do zmywarki ostatnia tablketke z opakowania, doszlam do wniosku, ze szkoda zawalac kosz takim porzadnym kartonem. Pozniej wpadlo mi w rece grube, sztywne pudlo. Postanowilam wiec wykorzystac darmowy material i zaczelam majstrowac. Zerknelam do sieci celem podpatrzenia tworow takowych u blogowych zlotych raczek, napatrzylam sie na rozne roznosci i wymodzilam. 
Poszly w ruch nozyki, pilniki, wygrzebalam z mojej magicznej szafy troche patyczkow z McDonald`s  i wzielam sie do pracy. 

Wycielam baze kolyski:

w srodek falistej tektury wewnatrz kartonu wmontowalam  patyczki....


 Przycielam do wymiaru ..... ( to beda boki mojej kolyski ) i ozdobilam przycietymi i spilowanymi patyczkami. Cieniutkimi patyczkami wykonczylam wewnetrzne brzegi, a szpary pomiedzy szczebelkami wypelnilam wikolem.





 Skleilam podwojnie kartony na przod i tyl, z jednej strony w obu elementach wycielam otwory, w ktorych umieszczone bedzie dno i boki kolyski... Calosc wykonczylam rurkami z gazet.


  Wstepnie zmontowalam (bez klejenia) ......





 Po czym rozmontowalam w celu nadania wy-tworowi konkretnego koloru.


Do malowania uzylam zwyklych plakatowek, poniewaz podczas lakierowania farba sciera sie i rozmazuje dajac efekt zblizony do zwyklego drewna.  Elementy z patyczkow, ktore docelowo maja byc w naturalnym kolorze najpierw zalakierowalam, zeby niechcacy nie zbrudzic farba w trakcie pracy.
W chwili obecnej wszystko schnie i czeka na sklejenie, a ja zastanawiam sie nad wykonczeniem dziela, zanim ono wykonczy mnie. 

Z innej beczki :
Dzis na obiad byla zupa pomidorowa, ktora moj maz nazywa zupa artystyczna. To z tej okazji, ze kiedy wciagnie mnie 'rekotworzenie', gotuje pomidorowke z ryzem, bo zajmuje to raptem kilka minut :) 
Mam nadzieje,ze jutro bede mogla pochwalic sie efektem polkoncowym (nie zdaze uszyc materacyka i podusi). Mam nadzieje, ze wogole  ktos zagladnie w moje skromne progi. :)  Buziam Was cieplo i zmykam myslec dalej. Myslenie przeciez przyszloscia narodu :)



.

środa, 24 lipca 2013

Nadrabiam zaleglosci

Poniewaz moja cukierkowa paczuszka dotarla we wlasciwe zlote raczki, moge juz spokojnie zaprezentowac to, co powstalo "na kolanie", wykonane ekspresowo w ramach dodatku specjalnego. Byla to slubna karteczka dla syna i synowej Bozenki, zwyciezczyni mojego candy. Dodatkowo zmajstrowalam bardzo prosta zakladke do ksiazki.




Podczas pobytu w Polsce nie udalo mi sie zrobic zbyt wiele, moge pochwalic sie zaledwie trzema pracami z tamtego okresu. W pierwszej kolejnosci powstala biedronka - czapka dla mojej ksiezniczki, pozniej do komplketu dolaczyl szydelkowy gorsecik. I pewnie nic takiego by nie powstalo gdyby nie pogoda. Zrobilo sie dziwnie wietrznie i zimno, a to wlasnie natchnelo mnie do pracy.


















 Pod koniec wiztyty powstal jeszcze szary komplecik do sesji z noworokiem, wykonany dla znajomej fotografki. Jakosc zdjec pozostawia wiele do zyczenia, ale robilam zdjecia w biegu przed samym przekazaniem pracy w rece zainteresowanej. Niewiele brakowalo, a zapomnialabym wogole uwiecznic komplecik. A jakby nie bylo, to moje pierwsze szydelkowe ogrodniczki.






Jak juz pisalam w poprzednim poscie, podczas mojej nieobecnosci w domu, maz udoskonalal nieco nasz skromny ogrodek. Na czesci ulozyl drewniany taras, wypadalo wiec wymienic stary drewniany stol na nowy, bo poprzedni bardzo sie zniszczyl. Mial juz kilka lat, wiec bardzo poszarzal i dorobil sie konkretnej dziury. A ze zdarza mi sie czasami miec glowe na karku, postanowilam wyniesc stol na balkon (bez nog) i umiejscowilam go dokladnie nad naszym kawowym stolikiem. W ten sposob otrzymal drugie zycie i zostal ..... zielnikiem. Oczywiscie nie pomyslalam, zeby zrobic mu zdjecie przed rozpoczeciem pracy. Wyciagnelam z szafy farby, nadalam mu odrobine koloru, wycielam szablon i wzielam sie do pracy.... Dziura w stole zupelnie mi nie przeszkadza.




Conieco juz zostalo powieszone, reszta czeka na pomalowanie doniczek i ulokowanie na swoich miejscach. Wieszaczek bedzie takze suszarnia ziol.  Na dzien dzisiejszy prezentuje sie tak: (parasol nie jest stalym wyposazeniem podlogi pod stolem, jednak dzis wyjatkowo padal deszcz i wial straszny wiatr, wiec musialam go troche ukryc
)


Na stoliku ulokowalam juz podkladki szydelkowe, ktore cudem udalo mi sie dzis wydziergac.





Zaleglosci nadrobione, zmykam wiec do dzieci, bo mam wrazenie, ze zaraz rozniosa dom :) Kilka ostatnich dni spedzili w ogrodku w basenie, a przy obecnej, nieco mokrej pogodzie okropnie sie nudza.



niedziela, 21 lipca 2013

Witajcie !!!
Po powrocie z Polski jakos kompletnie nie moge sie pozbierac i dojsc ze wszystkim do ladu. Poniewaz przez te osiem tygodni nie moglam jednak tworczo sie realizowac, teraz chcialabym jakos nadrobic ten czas. Niestety nadmiar pomyslow w glowie i chec stworzenia wszystkiego najlepiej na raz, nie pozwala mi zrobic zupelnie nic. Zaczynam cala mase wy-tworo, ciezko jednak okreslic kiedy cokolwiek bedzie skonczone. Do tego jeszcze prace ogrodkowe po mezowej "nowelizacji" naszych skromnych kilku metrow swierzego powietrza, biegajaca pod nogami corcia.... i wszystko utknelo dziwnie w martwym punkcie. Jako ze przedszkole w przeciwienstwie do zlobka w okresie wakacji funkcjonuje, starszy lobuz do 13-tej jest poza domem, wiec moje mozliwosci w domu sa ograniczone. Po poludniu jest lepiej, poniewaz dzieciaki razem swietnie sie bawia.

A w Polsce, jak to w Polsce.....

byly upaly...


 byly chlody ...



















byly burze ....









byly powodzie....

















(dzialka zalana w sumie trzy razy przez osiem tygodni)



















byly nawet imprezy..... (przyspieszone o 10 dni urodziny mojej slicznotki )





i oczywiscie nie obylo sie bez kontroli wzrostu grzybow po ulewach ... Ja juz zacieram lapki, bo kolejny grzybowy sezon zbliza sie wielkimi krokami :)
















A po powrocie do domku przeszlismy do obserwacji naszego skromnego ogrodeczka. Stwierdzilismy oczywiscie, ze wiekszosc interesujacych kwiatow juz przekwitla, jednak nie jest jeszcze tak calkiem szaro...

Kamienny straznik czuwa !!!!

zaba rechocze...


truskawek jeszcze kilka sie znalazlo


 lawendowy kacik ....


Clematis w urodzinowych serpentynach..... modnie



 A wieczorem,kiedy dzieci spia, staruszkowie siedza sobie na balkonie wsluchujac sie w szum wody ....




Dosc juz moze tego blablania, bo z rozpedu nasypie Was cala mase fotek.

Ponizej zalegla fotorelacja z otwarcia paczuszki z wygranego candy u Iliany.  Mam oczywiscie spore opoznienie, a to z powodu braku kabla od aparatu. Glowa juz nie ta, wiec zapomnialam zabrac go od rodzicow. Musialam wiec poczekac az szanowna poczta go dostarczy, a to tez z opoznieniem bo w slad za tata,ktory ostatni czas spedzil znow w szpitalu, moja mamcie dopadla parszywa rwa kulszowa i sama nie mogla chodzic.
Wiekszosc z Was pewnie zadaje sobie teraz pytanie po co kabel, przeciez wystarczy karte pamieci wpakowac do kaptopa i juz wszystko gra. Otoz nie. Niestety naleze do tej grupy ludziow :) ktorzy cenia sobie wolny czas. Czym to sie objawia ? A no wlasnie tym, ze z przezornosci posiadam jedynie komputer stacjonarny i stary telefon bez dostepu do sieci. Bynajmniej fakt ten nie wynika z biedy, a jedynie z tego. iz majac laptopa i wypasiona *** komore, z pewnoscia nie moglabym ot tak wyjsc sobie do ogrodka, spokojnie wyjechac z domu, posiedziec na balkonie.... A najwazniejsze - nie majac tego wszystkiego zdecydowanie ograniczam zuzycie liczby papierosow, poniewaz w domu nie pali sie we wszystkich katach, musze wiec odejsc od komputera. Kiedy juz zasiadlabym z takim laptopem czy innym mobilnym urzadzeniem XXI w. na balkonie, z pewnoscia palilabym jednego za drugim. A tak.... mam swiety spokoj :)
Koniec gadania, przejdzmy do konkretow.

Paczuszka od Iliany prezentuje sie nastepujaco.....

slodko....

 kolorowo .....

 jeszcze bardziej kolorowo ....


i bardzo zachecajaco do tworczej pracy !!!!


Chyba jednak na dzis wystarczy. Niebawem pojawia sie zdjecia moich skromnych prac, jakie udalo mi sie wykonac zarowno w Polsce, jak i po powrocie (te na przyslowiowym kolanie, wypadly z nienacka). Na dzis koniec obijania sie przed komputerem, najwyzszy czas troche pospac :) Mam nadzieje, ze nikogo nie uspilam dzisiejszym postem :)