Wszystkie zdjęcia na tym blogu są mojego autorstwa, nie zezwalam na ich kopiowanie, umieszczanie na innych blogach czy gdziekolwiek bez mojej wiedzy . Nie kradnę i nie chciałabym być okradana. Jeżeli wzoruję się na pracy innej osoby, poinformuję osobę zainteresowana i oznaczę ją pod zdjęciem.

wtorek, 29 lipca 2014

Co by w doopkę miękko było...

Urlop już tuż tuż :) Skończyłam poduszki na taborety kuchenne, które obiecałam mojej mamie jakiś (długi) czas temu. Nitki nie są jeszcze schowane, bo jakoś tak wcale nie mam przekonania do koloru tła. Niestety ani kremowego, ani beżowego materiału nie znalazłam, więc musiałam poradzić sobie z takim. Ostateczną decyzję podejmiemy wspólnie z mamcią, kiedy już przymierzymy poduchy w kuchni i upewnimy się, czy kolor pasuje do wnętrza. Poduszki zrobione są na gąbce grubości 4 cm,obszytej dookoła żeby zaokrąglić brzegi. Pierwszą poduszkę zrobiłam z bocznymi ściankami, ale wydawała się zbyt wysoka. Jako że taborety u rodziców są masywne, robione na zamówienie, więc wysoka poducha raczej tak nie bardzo pasuje. 
Przekątne w poduchach są prosto, ale że zdjęcie robione pod kątem, to efekt fali wyszedł :)






Poduchom towarzyszy sowa pocieszajka, wykonana już jakiś czas temu. Żeby nie była taka zupełnie oklepana, pomieszałam nieco kolorystykę minionka i zrobiłam komiczną minionkową sowę.  Tym sposobem uzyskałam, mam nadzieję, jedyny i niepowtarzalny okaz. Wypełnienie dziwoląga  to również gąbka, więc na upartego można z takim stworem wskoczyć do wanny i nawet poprosić o umycie pleców. 










 schemat poduszki


To już zdecydowanie ostatni post przez urlopem. W poniedziałek wielka podróż, na tę okazję poszłam więc do fryzjera coby nieco upodobnić się do ludzia. Wpadłam na moje nieszczęście do salonu, do którego zraziłam się 6 lat temu. Niestety mój dotychczasowy choć sporadycznie odwiedzany salonik splajtował, musiałam więc udać się do tego pi pi pi..... nie napiszę
W każdym razie mój małż od wczoraj mówi na mnie Maciek. 
Tak pani ciachała z tyłu, myślałam że mnie rozumie, w końcu tłumaczyłam jak fryzjerka fryzjerce, ale jednak pani po niemiecku sper.... pipipi  mi fryzurę totalnie. Przynajmniej teraz nie będzie mi gorąco, bo włosów na głowie prawie nie ma.  Do tego jak to ja, proszę panią o nożyczki, bo od zawsze przód ścinam sobie sama i nigdy problemu z tym nie miałam w żadnym zakładzie, a tu pani z gębą na mnie, że ona sobie te nożyczki za 500 euro kupiła i nie da. Podziękowałam więc mówiąc, że ten przód to ja sobie w domu swoimi nożyczkami zetnę, bo też takowe fryzjerskie posiadam, choć za nieco mniej eurów :)  Ceny za usługę nawet nie podam, bo aż mi się słabo na samą myśl robi. 
Teraz mam siadniętą psychę, bo jak mnie ludziska w Pl zobaczą, to pomyślą że jakąś płeć za tą zagramanicą zmieniłam.
W każdym razie, hmmm... Maciek jestem, heh
Pozdrawiam Was ciepluchno jak zawsze

MACIEK  :)


środa, 23 lipca 2014

W starym różu

Na dzień dobry  bardzo dziękuję Wam za przemiłe komentarze pod poprzednim postem. Tak wielu komentarzy w jednym miejscu chyba jeszcze u mnie nie było. Cieszę się, że moje różane drzewka przypadły Wam do gustu. 

W końcu skleciłam ostatnie drzewko. Długo to trwało, ale średnio robiłam pięć kwiatków dziennie :) Tempo wręcz zabójcze, hihi. Cóż..... brak czasu, upały, do tego chwila nieuwagi i poparzone palce klejem na gorąco. Oby tylko chodzenie z kieliszkiem zimniej wody z wciśniętym w niego palcem nie weszło mi w krew. 
Ostatnie drzewko jak w tytule napisano, jest w kolorze starego różu, zwanym przez niektórych również brudnym. Oczywiście doniczka recyklingowa w postaci kubka (tym razem z Mc Flurry) i doniczki jednorazowej oklejonej papierowym ręcznikiem. Wypełnienie standardowo gips i dodatki identyczne jak w poprzednich drzewkach.
Drzewka przygotowane, częściowo zapakowane, teraz możemy już spokojnie iść na zakończenie żłobka. 
Póżniej wakacje i długo wyczekiwana wizyta w Polsce u rodziców i nad pięknym polskim morzem w Pobierowie. Yuppi !!!!! Tak tak, niestety znów Was na trochę opuszczę. Ale nie ma się co przejmować, po urlopie zaczniemy pomału sezon dekoracji jesiennych :) To oczywiście oznacza, że będzie pięknie i kolorowo.
Do dnia wyjazdu (a to już 4 sierpnia) Pojawi się jeszcze jeden post, tym razem w pełni szydełkowy.



Drzewko stoi trochę krzywo, ale nie chciało mi się powtarzać zdjęcia :)


Tak się mają wszystkie drzewka w celofanowych opakowaniach


Jeszcze kilka zbliżeń




Temat drzewek uważam za zamknięty. Ufff....
Tym miłym akcentem kończę i zmykam pakować kostiumy kąpielowe. Dziś upałów ciąg dalszy, więc idziemy trochę zmoczyć tyłeczki.

czwartek, 17 lipca 2014

różane drzewka

Witajcie ludziska !!!! Dawno mnie tu nie było, blog zaczął się już chyba kurzyć, hihi.
Upały ostatnio mi doskwierają, padam na twarz. Lubię lato, ale niekoniecznie tak wysokie temperatury. Tym bardziej, że salon mam z oknami na stronie południowej i ciężko tutaj o jakiś porządny ruch powietrza. Nie wspominam już nawet o tym, że wychodząc na balkon muszę założyć kapcie, bo potwornie parzy w stopy. Na murze jajecznicę można smażyć w tempie ekspresowym.

Wielkimi krokami zbliżają się wakacje. U nas wypada to od 31 lipca, więc działam co nieco w temacie upominków dla pań ze żłobka córci. Tak szybko czas leci, że kończy się etap żłobka, po wakacjach zaczynamy już przedszkole. Na całe wątpliwe szczęście Milenka będzie chodziła do grupy ze swoim starszym bratem. Ciekawa jestem jak będą wyglądały popołudnia w domu. Do tej pory dzieciaki stęsknione za sobą po całym dniu, bawiły się razem bardzo chętnie popołudniami. Teraz, kiedy będą ze sobą siedem godzin w przedszkolu, mogą już nie chcieć się tak dogadywać w domu jak do tej pory. Cóż. Pażywiom, uwidim.
Wracając do tematu pożegnania i upominków..... Początkowo miały być zawieszki serduszka z haftem i filcowymi kwiatuszkami, jednak po uszyciu pierwszego serducha zmieniłam zdanie. Od dawna przecież wiadomo, że kobieta zmienną jest, a ja baba z krwi i kości przecież. Tak więc padło na różane drzewka z krepiny. Jako że krepiny i styropianowych kul różnego kalibru mam w domu całą masę, nie musiałam na szybkiego wiele inwestować. Kilka lasek kleju i gips nie kosztowała wiele, a cała reszta dodatków była na stanie w domu. Dziś musiałam niestety zainwestować w nowy pistolet, bo poprzedni odmówił mi już współpracy. To też było do przewidzenia, bo niedawno upłynął dwuletni okres gwarancji. 
Tym sposobem na dzień dzisiejszy trzy drzewka są ukończone, muszę sklecić jeszcze jedno, bo niedawno do grona opiekunek doszła jeszcze jedna pani i niestety nie mogę jej pominąć, mimo iż moim dzieckiem zajmowała się właściwie kilkanaście dni.
A drzewka jak drzewka..... prezentują się następująco.


Doniczki to naturalnie recykling. Skład doniczki czerwonego drzewka to jednorazowy plastikowy duży kubek, plastikowa zwykła doniczka, ręcznik papierowy i kawałek włóczki. Pozostałe dwie to kubki po kefirze i gazetowe rurki, z dodatkiem plasterków korka, które sąsiadka grzecznie dla mnie zbiera.W środku doniczek oczywiście gips, do tego kamyczki i zielone coś ala mech ze sklepu kreatywnego.








Z racji mocno rzucającego się koloru różowego szczególnie w jednym drzewku, pracę tą zgłaszam do Danutki na cykliczne kolorki.




Dziękuję Wam, że mimo mojej ostatnio znikomej aktywności blogowej, jeszcze do mnie zaglądacie.
Nawet przybyła mi nowa obserwatorka :) Witam w moich skromnych progach !!! 

Buziam Was słodziaśnie !!!!



wtorek, 1 lipca 2014

sesyjne kubraczki

Oj, zaniedbałam bloga, zaniedbałam Was, w ogóle jakoś wszystko zaniedbywam ostatnio.
Czasu brak, chęci brak, weny brak... A jednak coś robić trzeba. Ostatnio produkuję kompleciki, pomalutku, małymi kroczkami, ale powstawać muszą :)
Fotunie poniżej się  ładują, a ja zmykam spać, bo jutro znów pracowity niemiecki dzionek.
Pozdrawiam Was cieplusio