Wszystkie zdjęcia na tym blogu są mojego autorstwa, nie zezwalam na ich kopiowanie, umieszczanie na innych blogach czy gdziekolwiek bez mojej wiedzy . Nie kradnę i nie chciałabym być okradana. Jeżeli wzoruję się na pracy innej osoby, poinformuję osobę zainteresowana i oznaczę ją pod zdjęciem.

sobota, 11 stycznia 2014

pomaranczowo i pechowo

Kto jak kto, ale ja raczej to pechowcow nie naleze. Do nieudacznikow, to moze i moglabym sie zgodzic, ale pechowiec- absolutnie. Wlasciwie to juz sama nie wiem jak nazwac moj dzisiejszy dzien. Zaczelo sie od rana, choc skutki wlasciwie zauwazylam tuz po 21-szej. Jak to przy weekendzie u mnie bywa, dzieciaki obudzily mnie wczesniej niz w tygodniu. Przypomne im to, jak pojda do szkoly i zima nie bedzie im sie chcialo wstawac na poranne lekcje :) Dzien zapowiadal sie pieknie, slonko swiecilo i bylo jasno jak juz dawno nie bylo. Kiedy juz udalo mi sie otworzyc oczy i zlezc na dol na poranne kawunie, doszlam do wniosku ze to moj dzien na gruntowne porzadki, bo moje bolesci ostatnich kilku dni juz prawie sie ode mnie wyniosly. Zapal byl ogromny. Po kilku papierosach i porzadnej duzej kawie, popedzilam na gore, zeby zaczac porzadki od lazienki: sortowanie prania, szorowanie plytek, szafek i wszystkiego co w lazience ulokowano. Nie zdarzylam skonczyc lazienkowych porzadkow, kiedy nadeszla ciemna chmura i delikatnie mowiac olala moje robocze zapedy. Do konca dnia bylo juz ciemno, totez i moje sprzatanie ograniczylo sie do absolutnego minimum.
Nadeszlo poludnie, trzeba bylo pomyslec o obiedzie. Jako ze wczoraj malzon kupil ser zolty w smaku nie podobny do niczego, zdecydowalismy sie na zrobienie pizzy. Poprawka - malzon zdecydowal, ja musialam wykonac. Drozdzy brak, czas udac sie do sklepu. Tak tak, malzonek pojechal, zakupil niezbedne skladniki, przy okazji tez i ciasto na pizze, bo przeciez zanim drozdze, zanim ciasto....  I sie zaczelo !!! Otworzylam puszke, rozwinelam ciasto i usilowalam ulozyc go na blasze wylozonej papierem do pieczenia. Hahaha, ale mielismy ubaw. Malzonek trzymal papier zeby sie nie przesuwal, a ja celowalam ciastem, zeby na dlugosc sie zmiescilo. Kladlam i kombinowalam z odklejaniem, bo ciagle nie pasowalo. Nie wiem kto produkuje ciasto szersze niz piekarnik. Rozumiem, gdybym probowalam wcisnac je do formy na ciasto, ale blacha wielkosci calego piekarnika ?? Usmialismy sie bardzo z tych poczynan. W koncu sie udalo! Ciasto posmarowane pomidorowym sosem, artystycznie ulozone skladniki na 4 czesciach zgodnie z upodobaniami kazdego z domownikow i fru do piekarnika. Zapachnialo, slinka pociekla, pizza upieczona. Ale ale..... ZONK. Ciasto przykleilo sie do papieru, za nic nie chcialo sie oderwac, Recyma i nogyma sie trzymalo, wiec pizze musielismy pozrec bez ciasta, no chyba ze z papierem :) Pierwsza porazka zaliczona.
 Przez cale zamieszanie zapomnialam ze w pralni w piwnicy czeka na mnie pranie. Przywedrowalo domnie dopiero poznym wieczorem, a ze jeszcze musialam conieco skonczyc w kuchni, nie powiesilam go od razu. Kiedy juz poszlam z zamiarem powieszenia, odkrylam cos okropnego. W zyciu nie bede sortowac prania przed poludniem, bo chyba moj mozg i wzrok nie funkcjonuje jeszcze prawidlowo. Nie wiem jak, ale w moim jasnym praniu zaplataly sie spodnie od kostiumu pirata, ktore farbowalam barwnikiem do tkanin w kolorze barzo bardzo grafitowym. Co zastalam w pojemniku ?? Jedna wielka plame na wszystkich ubraniach, na domiar zlego wiekszosc byla noszona moze dwa razy. Nie ocalalo nic !!!  Trzeba bedzie isc niebawem na zakupy.  Aaaaa na domiar zlego wczoraj zepsula sie deska do prasowania, a przedwczoraj odkurzacz zaprotestowal i porzyczam od sasiadki :) 
Potwornie dlugasny post mi wyszedl, ale musialam sie gdzies wyzalic :)

Ostatnio moj blog zrobil sie niemal wylacznie szydelkowy, pewnie i z tej okazji ubylo mi obserwatorow. Widac miejscowki u mnie nie sa zbyt wygodne :) Musze jednak przyznac, ze chyba szydelko wciagnelo mnie najbardziej. Najmniej balaganu powstaje podczas pracy, w porownaniu z robotkami papierkowo kartkowymi. Na dniach trzeba zabrac sie za pisanki :)  Koniec wykladu :) NA koniec prezentacja dziel ostatnich :)

                                    Komplecik dla dziewczynki w rozmiarze 0-3 miesiaca




    czapeczka dla chlopczyka

 



                                            w wersji na wesolo a´la Julka Tymoszenko



                                              chlopiece trzewiczki w rozmiarze 3-6 miesiaca


7 komentarzy:

  1. Każdemu ubywa obserwatorów,ale często ubywa tak zwanych łapaczy,którzy zapisują się wszędzie licząc na rewizytę, a potem robią czystki w blogach,bo mają ich za dużo.
    U mnie też cały czas ktoś znika;)
    No powiem Ci,że dzień miałaś co najmniej skitrany i chroń mnie Boże od takich;))
    Twoje szydełkowe prace są zawsze perfekcyjne i zazdroszczę Ci tych bucików,czapeczek,bo ja nigdy nic takiego nie zrobiłam,bo nie umiem;((
    Na kawę możesz wpaść jak będziesz gdzieś w pobliżu,bo zrobię Ci ją w szklance z takim metalowym uchwytem;))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze,że pozostają Ci najwierniejsi którzy zaglądają i piszą ,więc się nie przejmuj.Lepiej jeden pewniak niż 10 chwilowych.A umiejętności robienia szydełkowych tworków to Ci normalnie zazdroszczę ,ja to nigdy się nie nauczę .Niech robią to lepsi i mistrzowie,a ja tylko mogę łańcuszek wydziergać,więc nie ma się czym pochwalić .
    Życzę już mniej pechowych momentów w życiu i buziaki na niedzielę zostawiam :)
    Ps.Na pocieszenie dodam,że u mnie też często takie dni bywają ,pełne dziwnych i nieprzewidzianych sytuacji:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj bywają takie dni niestety, ale może już nigdy się nie powtórzy?
    Oby.
    Mnie też zniknęło kilku obserwatorów, tak się dzieje, też niestety.Są tacy którzy zapisują się przy okazji candy, a potem...
    Ale co tam się przejmować.
    Ja praktykuję zasadę, że zostaję tylko tam gdzie mi się coś podoba, a nawet jak ktoś ogłasza super candy, a blog dla mnie jest do bani, to mówi się trudno.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieszczęścia chodzą parami. U Ciebie zbierają się w stado;) Ale może już wyczerpałaś limit i teraz będzie do przodu:) Szydełkowe prace są cudne. Zwłaszcza ta czapeczka z daszkiem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepiękny komplecik :))) Oj bywają takie dni że nic a nic nie idzie a co gorsza jeszcze się psuje - mniej nadzieje że limit na ten rok już wyczerpany ;)
    Pozdrawiam jutro będzie lepiej

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja uwielbiam szydełkowe prace:) a komplecik jest piękny, czapeczka i butki również:) pełna perfekcja:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tak, znam takie dni:) Ja ostatnio zalałam łazienkę, bo zapomniałam węża podłączyć do pralki i zaraz kuchnię, bo zapomniałam podczas rozmrażania lodówki wylać zbierającą się wodę ze zbiornika :D Szydełkowe kompleciki są prześliczne,, piękne kolorki:)

    OdpowiedzUsuń