Wszystkie zdjęcia na tym blogu są mojego autorstwa, nie zezwalam na ich kopiowanie, umieszczanie na innych blogach czy gdziekolwiek bez mojej wiedzy . Nie kradnę i nie chciałabym być okradana. Jeżeli wzoruję się na pracy innej osoby, poinformuję osobę zainteresowana i oznaczę ją pod zdjęciem.

poniedziałek, 16 maja 2016

Melduję się na rozkaz

Szefowe nakazały mi napisanie kolejnego posta, więc z lekkim opóźnieniem pojawiam się znowu. Ostatnie dwa tygodnie nie były dla mnie sielanką, a wszystko spowodowane wypadkiem mojej małej księżniczki. Nie miałam głowy do pisania, wrzucałam tylko jakieś marne fotki na fejsbusie. Dziś mam nareszcie długą wolną chwilę bo rodzinka popełzła do kina, więc mogę spokojnie zasiąść i naskrobać kilka słów.

Co do wypadku mojego dziecia, to było to tak:
W środowe popołudnie córcia moja poszła na sport, jak co tydzień, z przyjaciółką z przedszkola i jej mamą. Biegała, bawiła się, skakała na trampolinie.... I właśnie ta nieszczęsna trampolina ! Nie okrągłą, nie pozioma. Profesjonalna, ukośna, do wyskoków i robienia salt. Taka mięciutka, z metalowymi ramami, po bokach której stały dwie panie opiekunki i asekurowały dzieci, coby im się nic nie przydarzyło. Mojej córci niestety nie dopilnowały i dziecko spadło, zahaczając po drodze biodrem o ramę, w wyniku czego biodro przestawiło się całkiem na zewnątrz. Dojeżdżając do hali już  słyszałam krzyk dziecka, a widok był porażający. Zawiadomiłam męża, ten pogotowie, przyjechała karetka z jednym zespołem, podali maksymalne dawki leku po którym dziecko powinno zasnąć, niestety poziom adrenaliny i bólu mojego dziecka był tak wysoki, że leki nie zadziałały w ogóle. Wezwali kolejny zespół lekarzy, niestety już nic innego nie można było podać, bo dziecko mogłoby nie przeżyć takiej ilości środków farmakologicznych. W sumie ponad  trzy godziny ciągłego krzyku i płaczu, zanim w szpitalu podano dziecku pełną narkozę po zrobieniu zdjęcia i podjęciu decyzji o laparoskopowym nastawianiu biodra. Dwa dni niepewności, czy dziecko będzie mogło chodzić odbiło się mocno na naszej psychice. Mój mąż mógł się nieco wyluzować będąc z drugim dzieckiem w domu, ja pozostając  w szpitalu z leżącym plackiem dzieckiem nie miałam tego, powiedzmy komfortu. Na szczęście miałam szydełko jako odskocznię od myślenia.
Po trzech dniach była  kolejna pełna narkoza i trwające 45 minut badanie MRT czyli rezonans magnetyczny, które miało wykazać, czy nastawione biodro będzie normalnie funkcjonować, czy potrzebna będzie operacja. Ta niepewność była potworna. Trzy kwadranse ciągnęły się w nieskończoność, na szczęście wynik badania był bardzo obiecujący i wypuścili nas do domu, bo w swoim łóżku leży się zdecydowanie wygodniej.



Dziś już na szczęście chodzimy prawie normalnie, wieczorami jeszcze na lekach, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Na dzień dzisiejszy moje dzieci mogą sobie wybić sporty z głowy. Trampolina odpada absolutnie. Rower, basen i dość. Gdzieś to zdrowie ze sportu się zagubiło.

Dość już smutnych historii, przed nami główny powód mojej wizyty na blogu, krepinowy bukiecik komunijny.
W poprzednim poście prezentowałam kartki i exploding boksy, jakie robiłam na zamówienie, dziś bukiecik, który był dodatkiem do jednego boksika dla małej komunistki. Żywe kwiaty zwiędną w okamgnieniu, a taki krepinowy bukiecik będzie pamiątką na dłużej. Zdjęcia nie rewelacyjne, bo przerabiałam tylko fotki robocze, które wysyłałam do klientki do akceptacji. Gotowca zapomniałam obfocić przed oddaniem w nowe ręce. Tak czy siak, nawet jak na robocze foty, nie jest tak źle. Raczej :) Białe różyczki i biało brązowe a'la maki, sznur różowych perełek. białe piórka, bordowy motylek.... Osobiście całość bardzo mi się podoba, ale ja to raczej mało obiektywna jestem, hihi. Oceńce sami  co mi to wylazło :)




Buziam Was mocno i życzę miłego popołudnia. W Polsce pracusie pewnie pracują, u nas kolejny długii weekend. Szkoła dopiero w środę, praca dopiero w środę.... lenistwo. 

Papacie

9 komentarzy:

  1. Na szczęście z córcią wszystko dobrze się zapowiada. Tak to jest z uprawianiem sportów. Mój syn leży właśnie z naderwanym więzadłem stawu skokowego. "Sport to zdrowie", że tak z przekąsem powiem. Zdrówka!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przerażająca historia. Bardzo współczuję takich przeżyć. Dobrze, że już lepiej.
    Bukiecik śliczny. Mnie się bardzo podoba ale wiem jak to jest. Gdy ja coś robię to rzadko jestem zadowolona. Zawsze mi coś nie pasuje. Pozdrawiam i zdrówka córeczce życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Osz w mordeczkę widzę ,że to była poważna sprawa ,ale ciesz się ,że już wszystko jest na prostej drodze.Dbaj kochana o swoją małą księżniczkę i o siebie również.
    Na trampolinie też bym poskakała z ogromną ochotą ,ale po uprzednim opróżnieniu pęcherza bo ilekroć ja w górę to "sik" w dół haha,normalnie popuszczam na trampolinie i jakiś pampers by się wtedy zdał hahaha.Też tak masz ,czy jeszcze sprawna jesteś jak młoda dzierlatka .
    No to idę sobie już ,buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się księżniczka wycierpiała, Nie wyobrażam sobie tego bólu, Bidulka i ta nasza bezradność, kiedy dziecko cierpi a my nie możemy pomóc. Dobrze Martuś że to już wszystko za Wami i że skończyło się pomyślnie. Ale uraz pozostanie już chyba do końca życia.
    Bukiecik piękny zrobiłaś, szkoda że zabrakło finiszowego zdjęcia.
    Trzymajcie się zdrowo i odpoczywaj jak tylko możesz.Buziaczki
    P.S, Ja tradycyjnie jadę do Mielna:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem co napisać, niby zabawa, rutyna wszystko pod kontrolą a tu taki wypadek ech dobrze że córcia jest mocna i się nie poddaje, walczcie dalej o jej zdrowie. A praca cudownie wyszła

    OdpowiedzUsuń
  6. To straszne... koszmarna historia, dobrze, że już jest lepiej.
    Dużo zdrowia Wam życzę.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo współczuję Tobie i Twojej rodzinie tego, co przeszliście. Dobrze jednak, że to już za Wami i oby było już tylko lepiej. Sportu nie da się całkiem wyeliminować. Mój syn, zapalony skeytowiec ilekroć idzie z chłopakami na deski, wywołuje u mnie ataki paniki do czasu powrotu. Czasem jest tak, że wypadki po prostu się zdarzają, bywa, że na naszych oczach.
    Bukiecik piękny. Dziergaj, twórz, odstresuj się ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Najważniejsze, że dobrze się skończyło!
    ale tego stresu i niepewności nie zadroszczę, najbardziej się martwimy o dzieci...

    A kto ci powiedział, że sport jest zdrowy?
    Popatrz na emerytowanych sportowców, każdy ma "coś"

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojezus .. jak mi przykro że Twoja córcia musiała się tak namęczyć. Boże 3 godizny przecież to nieskończenie wiele przy takim poważnym urazie. Silna Księżniczka bo nie zemdlała. Życzę dużo zdrówka i ciesze się ze wszystko się dobrze skończyło. Całuję z całego serca

    OdpowiedzUsuń