Wszystkie zdjęcia na tym blogu są mojego autorstwa, nie zezwalam na ich kopiowanie, umieszczanie na innych blogach czy gdziekolwiek bez mojej wiedzy . Nie kradnę i nie chciałabym być okradana. Jeżeli wzoruję się na pracy innej osoby, poinformuję osobę zainteresowana i oznaczę ją pod zdjęciem.

sobota, 1 listopada 2014

już nigdy ....

Pierwszy listopada jak zawsze przywołuje u mnie pewne tragiczne wspomnienia. Jest to szczególny dzień dla wielu z nas. Każdy z nas stracił w swoim życiu kogoś bliskiego, szczególnego. I o ile było to odejście z powodu choroby czy wieku, jakoś można sobie to wytłumaczyć, poukładać w głowie. Jeżeli jednak kogoś bliskiego los wyrywa nam z rąk tragicznie, życie staje się koszmarem. Czasem na krótko, czasem na całe życie. Każdego dnia powinno się pamiętać  o tych, którzy odeszli z tego świata, każdego dnia pielęgnować wspomnienia i nie dać się im zatrzeć w pamięci. Są jednak sytuacje, które proszą się o to, by o nich zapomnieć, omijać z daleka. Tak też jest i u mnie. 
Wiem, teraz jestem mężatką, matką, minęło wiele lat, czas zagoił rany, nie powinnam rozpamiętywać tego, co było. Ale ten dzień, szczególny dzień w roku, choć tutaj w DE nie celebrowany tak, jak w Polsce, przywołuje niemiłe wspomnienia i rozdrapuje stare, zabliźnione rany. 
Był kiedyś ktoś w moim życiu, kogo los zabrał w okrutnych okolicznościach. Nie było to nic nadzwyczajnego, zwykła młodociana miłość, a właściwie miłostka, bo wiek też był głupi. Doskonale pamiętam wieczór, kiedy wraz ze znajomymi imprezowaliśmy w barze, celebrując czyjeś urodziny. Miałam grzecznie się bawić, nie wychodzić nawet na papierosa bez uprzedzenia. Niestety, zdarzyło się inaczej. Znajomy zaproponował, żeby ktoś skoczył po alkohol kilkadziesiąt metrów dalej, bo w monopolowym niby taniej, a bar zaprzyjaźniony więc problemu z tym nie było. Trzy osoby się zgodziły, w tym ja. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, było ciemno, nie było nawet żadnego samochodu w pobliżu. W pewnej chwili usłyszałam jak Tomek woła Martucha, zaczekaj ! Odwróciłam się i wtedy ten cholerny biały polonez pojawił się znikąd z zawrotną prędkością. W ułamku sekundy przejechał po Tomku, jak po manekinie i pojechał dalej. Wypadek był na wprost bramy szpitala, ale dyżur miał inny szpital, więc nikt nam nie pomógł. Czekaliśmy na karetkę 15 minut!!!! Obłęd. Od czego są cholerni lekarze !!!!! 50 metrów dalej !!!!  Tomek walczył o życie jeszcze trzy dni. To były najdłuższe dni w moim życiu. Dowiadywałam się  wszystkiego telefonicznie, bo nie mogłam pojawić się w pobliżu. Wszyscy chcieli mnie zlinczować. Nie mogłam pojawić się na pogrzebie, bałam się przechodzić wieczorem przed własnym blokiem, bo tam czekali wrogowie, dla których byłam winna tej śmierci, bo mogłam przecież nigdzie nie wychodzić. Nie doszłoby do tego, gdybym została w lokalu, gdyby poszedł ktoś inny. Straciłam bliską mi osobę i wielu kolegów, bo przyjaciółmi nie można ich nazwać. Choć do chwili wypadku myślałam, że to są właśnie przyjaciele. 
Przez kilka kolejnych lat byłam stałą bywalczynią cmentarza. Zawsze po zmroku, żeby nikt mnie nie zobaczył, zawsze z białą różą. Wmawiałam sobie niewinność, choć w głębi duszy wiem, że jestem winna. Zawsze, ilekroć pojawiam się w tamtej okolicy, widzę wielką plamę krwi i człowieka, który w ogóle nie przypominał już siebie. 
Sprawcy nigdy nie złapano. 
Po kilku latach poznałam kogoś. Był miły, sympatyczny, dał się lubić. Spotkaliśmy się kilka razy. Pewnego dnia stwierdził, że musi być ze mną szczery i chce wyznać mi tajemnicę.
Jakaż to była tajemnica? zapytacie.  
Spotykałam się właśnie z kierowcą białego poloneza sprzed lat. 
To było nasze ostatnie spotkanie....

Rokrocznie przypomiam sobie całą tę smutną historię. Czasem mam wrażenie, że to film, że to nie wydażyło się na prawdę. 
Moje życie jest teraz poukładane, mam męża, dzieci, sporo lat więcej na karku. Ale do dziś pamiętam widok nagrobka i ten napis "zginął tragicznie w 21ej wiośnie życia "



8 komentarzy:

  1. Bardzo smutna historia - rozumiem co czujesz a jeszcze ltpś starał cię uwieść przyznając się do takiej tragedii jaką wyrządził innemu człowiekowi i nawiał - bardzo ci wspólczuję tego koszmaru - buziaki śle Marii

    OdpowiedzUsuń
  2. Marta mam dreszcze. Wspólczuje i jednoczesnie podziwiam , że to napisałaś. Mineło tyle lat ale Ty pewnie tego nigdy nie zapomnisz. Ale nie obwiniaj siebie za tą śmierć . Bo nie jesteś jej winna .!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutna i bardzo przygnębiająca historia. Bardzo Ci współczuję. Nie obwiniaj siebie o jego śmierć, bo nie Ty jesteś temu winna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Marta to nie Ty przejechałaś człowieka i uciekłaś...Trzymaj się kochana! Mój mąż właśnie walczy z nowotworem... śpieszmy się kochać...

    OdpowiedzUsuń
  5. ...a mówią,że czas leczy rany...
    wcale nie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam ten post wczoraj, nie wiedziałam co napisać, myślałam o Tobie. To tragiczny zbieg zdarzeń i spotkanie po latach z tym kierowcą, to jak scenariusz filmu. Jedna tylko myśl mnie dręczyła dlaczego Ty czujesz się winna, nie złapano winnego i to Ty się stałaś kozłem ofiarnym, bo agresja ludzi musiała dać upust, musieli tą śmierć odreagować. Ty tu nic nie jesteś winna, tak miało się stać. Czas nie leczy ran tylko uczy nas z tym żyć. Dawno już temu straciłam mamę i wciąż o niej myślę ale płaczę już dużo mniej, nauczyłam się z tym żyć. To co napisałaś to pewna forma terapii po tej stracie i dobrze że ten ciężar zrzuciłaś. Trzymaj się cieplutko bo ja cieplutko będę o Tobie myśleć :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. o kurcze...
    to jak w filmie,nawet chyba kiedyś coś podobnego oglądałam.
    Nie wiem co napisać,zatkało i nie chce odetkać.
    Współczuję Ci bardzo,bo wyobrażam sobie ten okropny obraz,który nigdy się nie zatrze,ktory bedzie wiercił Ci mózg do bólu.
    Nie rozumiem,nie rozumiem jednego,dlaczego ktoś Cię o coś obwiniał???A Ty sama wybij sobie takie mysli z głowy,bo się zadręczysz.
    Ja dziękuję za jedno,za to,że pamietam mojego Mariusza żywego i usmiechniętego.Że nie zgodziłam się na żadne pozegnania przed pogrzebem.Nie dałabym sobie z tym rady,wykończyłoby mnie psychicznie.
    Mój najgorszy obraz to jak chłopaki wpadaja na górę i płacza.Tego nie zapomne nigdy i jest to coś,co przeraża,masakruje i wykańcza.Wpada ten obraz do głowy,a ja staram się momentalnie go wywalić.
    Kurcze, każdemu się wydaje,że jego tragedia jest największa,ze jest najbardziej poszkodowanym człowiekiem,a wystarczy posłuchać czyjejś opowieści i inaczej patrzysz na życie.
    Trzymaj się Martuchna.

    OdpowiedzUsuń
  8. smutna historia....
    ale to dobry czas na wspominanie, a nawet usmiech kiedy przypominany sobie wesołe chwile z tymi którzy odeszli.

    to że znajomi tak wtedy postąpili było podłe ale i naturalne dla ludzi w takich momentach, bo śmierć przyczyny szuka i lubimy na kogoś zwalić winę... łatwiej sie wtedy uporać z taką tragedią bo dostała twarz konkretnej osoby.

    Nie obwiniaj się, tak widać miało być...

    OdpowiedzUsuń